Okres po adopcji szczeniaka nazywam w mojej głowie kryzysem i zakładam, że powodów takich kryzysów może być wiele – narodziny dziecka, wspomniana adopcja zwierzaka, jego choroba, zmiana pracy, przeprowadzka, słowem: cokolwiek, co trzęsie fundamentami zbudowanej przez Ciebie rutyny.
Daj się ponieść
To moja pierwsza rada, którą ciężko mi było przyjąć, choć zakiełkowała w mojej głowie dość szybko. Zaakceptuj zmianę. Tak, prawdopodobnie bardzo lubiłaś swoje poprzednie życie, tak, ono się teraz zmienia, tak, masz prawo czuć się zagubiona i nie wiedzieć, co robić, tak, może być trudniej, niż się spodziewałaś, tak, mogą wydarzyć się rzeczy, których nie przewidziałaś (również dlatego, że nie da się przewidzieć wszystkiego). Wszystko to jest całkowicie normalne! Zamiast walczyć z tym, co się dzieje, daj się temu ponieść – zobacz, jak wygląda Twoje życie, gdy próbujesz stać się częścią trwającej zmiany, zamiast próbować ją dopasować do swojego dotychczasowego życia.
Obserwuj swoje nowe życie
Podczas kryzysów zdarza się, że jesteśmy skupione na tym, co nam nie wychodzi – jak to nowe utrudnia nam życie po staremu. Proponuję, żebyś teraz przekreśliła tabelki w planerze, które nie uwzględniały tego, co się dzieje (możesz to zrobić rytualnie, przy świecach, w blasku księżyca). Zamiast tego zacznij obserwować, jak zmienił się Twój dzień. O której teraz wstajesz, o której chodzisz spać? Czy udaje Ci się jeść regularnie? Czy wyrabiasz się ze swoją pracą? Czego Ci brakuje? Co zyskałaś?
Coco, nowa członkini naszej rodziny, całkowicie zmieniła mój plan dnia, który był już doskonały, doszlifowany i przystosowany pod to, żebym od stycznia ruszyła ze swoim projektem w ramach działalności nierejestrowanej. Tymczasem okazało się, że z trudem wykonuję swoje obowiązki w ramach etatu, bo w kółko tylko wychodzę do ogródka, sprzątam sikupę, której nie udało się szczeniakowi zrobić na zewnątrz i ogólnie szczeniak działał według własnego harmonogramu, który zupełnie nie pokrywał się z moim. Myślę, że doświadczyłaś takiej frustracji chociaż raz.
Kiedy już zaakceptujesz zmianę (albo postarasz się to zrobić, bo umówmy się, to się nie dzieje za pstryknięciem palców) i zaczniesz obserwować swoje nowe życie, może się okazać, że zaczynasz dostrzegać nowe schematy.
Może się okazać, że masz czas wolny, ale w zupełnie innych godzinach niż wcześniej. Być może „tracisz” czas rano, ale zyskujesz go wieczorem – lub odwrotnie. Możliwe, że są pewne punkty dnia, które wydają się nieprzewidywalne, a tak naprawdę są stałymi punktami Twojej nowej rzeczywistości, wokół których możesz budować nową rutynę. To może nie być wygodne, ale mając świadomość, że nie wrócisz już do tego, co było, lepiej wykorzystać to, co jest.
Wybierz mądrze
Wracając znów do przykładu mojego szczeniaka, musiałam przenieść prace okołoblogowe z godziny 18.00 na godzinę 22.00. Zaczęłam też wcześniej wstawać, bo siku się samo nie zrobi (to znaczy zrobi, ale na panele, a tego nie chcemy) – więc o ile nie czuję, że naprawdę muszę dospać tę godzinę, staram się poświęcić czas na rozruch: jogę, dziennikowanie, zapisanie myśli, które tłuką mi się po głowie. Ale bywa też, że po powrocie do domu z powrotem zakopuję się w kołdrze. Ruszyłam z moim projektem, ale okazało się, że nie mam teraz na tyle czasu, żeby go kontynuować, więc po dwóch miesiącach zrezygnowałam – poczeka na czas, kiedy będę mogła włożyć w niego więcej serca i energii.
Działanie w kryzysie wymaga więcej elastyczności. Często mamy dla siebie mniej czasu i te okienka są bardziej ruchome, dlatego ważne jest, żeby poświęcać ten czas na to, co ważne. Lista priorytetów powinna być naprawdę krótka i na tym etapie naprawdę nie warto zaprzątać sobie głowy tym, czy jest posprzątane (chyba, że sprzątanie Cię odpręża – w takim razie droga wolna, ale jeśli to kolejny przykry obowiązek, proszę, odpuść). Pamiętaj też, że ważne mogą być różne rzeczy. Zawsze powtarzam i teraz też to zrobię, że jeżeli nie wiszą nad Tobą kary finansowe za niedotrzymanie terminów, jeśli nie gonią Cię zewnętrzne zobowiązania, posłuchaj siebie i zrób to, na co akurat masz wenę.
Przykładowo, być może zaplanowałaś sobie nadrobienie jakiejś papierkowej roboty, ale akurat tego dnia czujesz, że zaraz wybuchniesz – może jednak lepiej poświęcić ten czas na coś, co Cię odpręży? Malowanie, taniec, trening, pisanie? Choćby 10-15 minut robienia czegoś dla siebie, żeby zrzucić napięcie. Jeśli papierkowa robota może poczekać jeden dzień – niech czeka. Z drugiej strony, jeśli czujesz, że ciągle myślisz o zaległościach i jutro będzie tylko gorzej, nie odkładaj tego obowiązku. Myślę, że sama poczujesz, co w danym momencie zrobi lepiej Twojej głowie.
Zapanuj nad chaosem
W pewnych sytuacjach ciężko jest zaplanować z góry cały tydzień czy miesiąc. Ja jednak dalej uważam, że jakiś plan dobrze mieć, żeby wiedzieć, za co się wziąć, kiedy już będziesz miała taką możliwość. Dlatego polecam najprostszą listę zadań na dany tydzień, na której zaznaczysz 2-3 priorytety. (O tym, jak pracować z listą zadań, możesz przeczytać więcej TUTAJ). Gdy będziesz mieć wolną chwilę, nie będziesz już tracić czasu na zastanawianie się, co dalej? – po prostu zerkniesz na kartkę i sięgniesz po to zadanie, na które akurat będziesz mieć przestrzeń.
Polecam też zrobić osobną listę przyjemności – rzeczy, które chcesz dla siebie zrobić w wolnej chwili (i dobrze, żebyś znajdowała tę chwilę regularnie, żeby nie wybuchła Ci głowa). To nie muszą być wielkie rzeczy, możesz umieścić tam drobiazgi, takie jak wypicie herbaty na balkonie albo samotny spacer. Ponownie – lista ma służyć temu, żebyś w wolnym czasie nie musiała się zastanawiać, na co masz ochotę i nie miała poczucia, że chcesz zrobić wszystko na raz, a w efekcie nie zrobisz nic. Prawdopodobnie któraś czynność z listy zawoła Cię bardziej, więc weź się za nią i odpocznij.
Mów o tym, jak się czujesz i proś o pomoc
Wiem, że to trudne. W końcu jesteśmy heroskami, dajemy sobie ze wszystkim radę i lubimy być chwalone za to, jak dobrze ogarniamy. Tyle że… nie warto, bo może się okazać, że zmiana dotyczy całej rodziny, a tylko Ty bierzesz na siebie jej skutki. Jeśli jesteś zmęczona – mów o tym. Opowiadaj, co zrobiłaś w ciągu dnia, żeby jasno dać do zrozumienia, że to nie tak, że wychyliłaś się przez okno, zanuciłaś melodię, a gołębie z blokowiska zleciały się i pomogły Ci wszystko ogarnąć.
Potrafimy wziąć na siebie naprawdę wiele, ale później, gdy chcemy zdjąć z barków część ciężaru, ludzie są oburzeni. Wiem, że to się zmienia, ale ta zmiana z pewnością nadejdzie jeszcze szybciej, jeśli będziemy dbać o nasze granice i robić tylko tyle, ile jesteśmy w stanie. Dlatego płacz, jeśli potrzebujesz, informuj, jeżeli potrzebujesz drzemki. Pozwól się odciążyć.