Psst, opowiadania możesz też posłuchać!
A jeśli Ci się podobało i chcesz więcej, kliknij TUTAJ i zapisz się na Newsletter. 😀
Ludwika chwyta stojące najbliżej niej dwa talerze, po czym opiera się ramieniem o prawe skrzydło drzwi, chcąc je otworzyć. Robi to zbyt dynamicznie, więc od razu słyszy męski krzyk. Gdy wygląda zza drzwi, widzi gościa weselnego, trzymającego się za nos.
– O matko, żyje pan? – Pyta go, nie wiedząc, czy już rzucać talerze i biec te dwa kroki mężczyźnie na ratunek, czy poradzi sobie sam. On w odpowiedzi macha lekceważąco jedną ręką, a drugą próbuje ocenić uszkodzenie.
– Pani idzie, pani idzie – mówi, odsuwając się pod ścianę i robiąc kelnerce miejsce. – Krwi nie ma, nic się nie stało.
Ludwika z ulgą wypuszcza powietrze.
– Dobrze, bo chyba bym się posikała ze strachu – odpowiada, śmiejąc się. Mężczyzna unosi brwi. – O rany, przepraszam! Chodzi o to, że ja źle znoszę widok krwi. Może nie aż tak, żebym… No, ale rzygnąć bym mogła – wyjaśnia. Gość wciąż patrzy na nią w milczeniu, trzymając się za nos. – Pójdę to zanieść – oświadcza Ludwika i rzeczywiście odchodzi szybko, zanim znów zacznie się tłumaczyć.
Dociera na salę, stawia talerze przed gośćmi i rusza z powrotem do kuchni. Robi jeszcze kilka takich kursów, na szczęście już bez kolejnych ofiar, aż każdy ma przed sobą talerz z kolacją. Dopiero wtedy zwalnia tempo – ma teraz chwilę na złapanie oddechu, zanim będzie musiała pozbierać naczynia, które właśnie rozniosła. Staje na korytarzu, zastanawiając się nad jakimś lżejszym zajęciem na czas przerwy. Rozgląda się przez chwilę, ale wygląda na to, że nic w zasięgu jej wzroku nie wymaga uzupełnienia ani poprawienia. Zauważa jednak mężczyznę, który macha ręką, z całą pewnością próbując zwrócić na siebie jej uwagę. Ludwika poprawia swoją kelnerską kamizelkę i podchodzi do niego.
– W czym mogę pomóc? – pyta, splatając dłonie za plecami.
– Mogłaby nam pani przynieść 3 szklaneczki whisky z lodem? – Odpowiada mężczyzna pytaniem.
– Jasne, do którego stolika?
– Do toalety, jakby pani mogła – prosi z uśmiechem gość.
Ludwika marszczy brwi i przez chwilę mu się przygląda.
– Chciałabym tylko uprzedzić, że państwo młodzi kupili na dziś kilka trzydziestoletnich butelek, byłoby nieuprzejmie wylać je do kibla – informuje.
– Nie, nie, spokojnie.
– Wszelkie próby podpalania alkoholu w szklankach również nie są mile widziane – kontynuuje kelnerka. – Jeśli pan spróbuje, znokautuję pana gaśnicą, zanim przystąpię do gaszenia ewentualnego pożaru.
– Nie, naprawdę nic z tych rzeczy – zapewnia ją gość z uśmiechem.
– Dobrze, w takim razie zaraz przyniosę.
Wraca po swoją tacę, zahacza o bar po drinki i kilka minut później jest już pod drzwiami męskiej toalety. Przez chwilę zastanawia się, czy powinna zapukać, ale w środku i tak pisuary są schowane za zakrętem, a dalej są zamykane kabiny, więc ostatecznie po prostu naciska klamkę i wchodzi do środka.
– Halo, proszę pani, damska toaleta jest obok! – Informuje ją na dzień dobry mężczyzna, który właśnie odszedł od pisuaru.
– Ręce proszę umyć – odpowiada Ludwika. Pan kiwa głową i bez sprzeciwu kieruje się do umywalki. Myje ręce bardzo dokładnie, słusznie czując na sobie wzrok kelnerki. Kilka razy patrzy na jej odbicie w lustrze i w końcu pyta:
– Co pani tu robi z tymi drinkami?
Najwyraźniej obecność kobiety już mu nie przeszkadza, za to pełne do połowy szklanki zaczynają go intrygować.
– Kelneruję – Ludwika wzrusza ramionami. – Czy ja widzę penisa na pana poszetce?
Mężczyzna rzuca okiem na swoje odbicie w lustrze.
– A, tak! – Przytakuje entuzjastycznie, strzepując wodę z rąk nad umywalką. – To poszetka z Dawidem, pamiątka z Florencji. Jakoś tak niefortunnie ją złożyłem.
Wyciera ręce papierowym ręcznikiem, śmieje się do siebie i wychodzi. Ludwika odprowadza go wzrokiem, zastanawiając się przez chwilę nad tym nietypowym wyborem dodatku. W końcu drzwi za mężczyzną zamykają się, a dziewczyna wchodzi w głąb pomieszczenia.
– Halo, mam whisky! – Woła, delikatnie poruszając tacą, aby kostki lodu zabrzęczały w szklankach. Drzwi trzech kabin otwierają się i wychodzą z nich trzej goście weselni. Każdy z nich bierze od niej po drinku.
– Mamy tu taki mały klub dżentelmena – wyjaśnia ten, który złożył u niej zamówienie.
– W kiblu? – Dziwi się kelnerka.
– Wybraliśmy najbardziej budżetową opcję – chichocze świadek pana młodego.
– Pierwsza zasada obowiązuje dokładnie taka jak w Fight Clubie. Nie rozmawiamy o naszym klubie dżentelmena – dodaje ten, który dotąd milczał.
– To jak zapraszacie nowych członków? – Pyta kelnerka, opierając się o ścianę. – Wyciągacie losowego gościa z tłumu i mówicie mu: „chodź z nami, pokażemy ci małe kotki”?
Świadek parska śmiechem do swojej szklanki.
– Tak naprawdę to przygotowujemy się do występu – mówi. Kelnerka zachęca go gestem, żeby kontynuował. – Na kawalerskim założyłem się z Rafałem, z panem młodym, że zaskoczę go na weselu czymś, czego się zupełnie nie będzie spodziewał. Jeśli się nie uda, Rafał ma prawo dać mi jednego plaskacza w dowolnym momencie w ciągu najbliższego roku. Jeśli się uda, to ja mogę dać plaskacza jemu.
– Zaczęliśmy przygotowywać choreografię do „Single Ladies” – wtrąca się ten od zamówienia. – Ale nie mieliśmy kiedy ćwiczyć, no i jest średnio. Zresztą zobacz sama!
Przekręca zamek w drzwiach, żeby nikt niepowołany nie wtargnął przypadkiem w trakcie występu. Włącza piosenkę ze smartfona i zaczynają. Robią równo kilka kroków, parę wymachów rąk, a nawet synchronicznie kręcą biodrami. Po całkiem niezłym początku okazuje się jednak, że każdy z nich słyszy w głowie inną piosenkę – jest zbyt nierówno, żeby uznać, że wszyscy tańczą do tej samej. Po minucie Ludwika orientuje się, że tylko tyle zdążyli przygotować podczas prób. Pauzuje piosenkę.
– Będzie plaskacz od Rafała – wyrokuje, chwytając za swoją tacę. – No nic, ćwiczcie, za pół godziny przyniosę nowe drinki.
– Ej, nie, czekaj! – Zatrzymuje ją świadek. – To weź coś podpowiedz! Tylko coś takiego, żebyśmy do oczepin zdążyli.
Ktoś łapie za klamkę, chcąc dostać się do toalety.
– Zajęte! – Odpowiada chórem cała czwórka.
– Dobra – wzdycha Ludwika. – Stawajcie tu. Załatwimy to szybko, zanim mnie zwolnią. Zrobimy wszystko na liczenie, liczymy w kółko do czterech. Jedna cyfra, jeden ruch. Bez muzyki – dodaje, bo ten od zamówienia już sięga po smartfona. Na uwagę dziewczyny natychmiast cofa rękę.
Ustawiają się w rzędzie, na wprost dużego lustra, wiszącego nad umywalkami. Odtwarzają wspólnie ruchy z pierwszych trzydziestu sekund, które jeszcze szły dobrze.
– To zostawiamy, ale te ruchy muszą być większe, odważniejsze! – Zarządza kelnerka, demonstrując, jak powinien wyglądać dostatecznie duży i odważny ruch ręki.
Powtarzają sekwencję jeszcze kilka razy, aż każdy wykonuje ją niemal perfekcyjnie, a przynajmniej w tym samym czasie. Upewniwszy się, że panowie wiedzą, co robić, Ludwika przechodzi do kolejnej części piosenki. Bazując na ruchach, które jej trzyosobowy zespół już zna i zmieniając nieco ich kolejność, demonstruje nowy fragment choreografii. Krok po kroku, wymach po wymachu. Cztery lata tańczenia w szkolnym zespole Skaczące Nutki wreszcie się na coś przydały! Panowie reprezentują wprawdzie nieco niższy poziom, niż grupa dziesięciolatek, ale dają radę. Na koniec pozostała przyspieszona nauka odpowiedniego odwracania ręki, na której powinien widnieć pierścionek i skoordynowanie go z ruchem głowy, co przysparza zdecydowanie najwięcej problemów. W końcu dziewczyna sięga po telefon.
– Lecimy z muzyką! – Woła. – Pierwsza sekwencja, druga i znów pierwsza!
– Łuhu! – Odpowiadają z entuzjazmem mężczyźni.
Zaczynają! Początek idzie gładko, w drugiej części panowie nieco się gubią, ale patrząc w lustrze na siebie i na prowadzącą ich kelnerkę, z powrotem łapią rytm. Nawet koordynacja ręki i głowy wygląda niespodziewanie dobrze! Trzy powtórki później wszyscy z dumą przybijają sobie piątki.
– Jesteście gotowi – oznajmia im ich mentorka. – Zdejmijcie krawaty do tańca i zawiążcie je na nadgarstkach, zrobicie trochę więcej zamieszania – radzi, łapiąc za swoją tacę. – Dacie radę?
– Tak!
– Nie słyszę was, dacie radę?
– Tak!!!
– I tak trzymać!
Dziewczyna przekręca zamek i wychodzi na korytarz. Od razu wpada na szefową zmiany.
– Co ty tu robisz? – Monika mierzy ją uważnym spojrzeniem, po czym zerka na zamykające się za nią drzwi do toalety.
– Kelneruję – Ludwika wzrusza ramionami. – Uwierzysz, że widziałam gościa z penisem na poszetce?
– Co? – Monika unosi brwi.
– Pamiątka z Florencji, poszetka z Dawidem. Pan ją sobie poskładał w niezbyt przemyślany sposób – kelnerka śmieje się, a szefowa od razu jej wtóruje. Rozmawiając o nie najlepszym wyborze wzoru, odchodzą w stronę kuchni, bo już pora podać zimną płytę.
Sporo się wydarzyło na weselach, które obsługiwała Ludwika – począwszy od świadka, który zamknął się w kantorku z wódką, a skończywszy na bójce o muchę podczas oczepin. Nauka choreografii do „Single Ladies” w męskiej toalecie, w jej prywatnym rankingu z pewnością znajdzie się w top 3.
Jeżeli Ci się podobało i masz ochotę na więcej, zapisz się na Newsletter – wtedy świeże opowiadanie (tekst + audio) będzie wpadało co miesiąc na Twoją skrzynkę! Więcej szczegółów (i formularz zapisu!) znajdziesz TUTAJ. 😀
A powyższe opowiadanie powstało na podstawie ankiety, którą wrzuciłam w zeszłym tygodniu na Instagramie – osoby, które mnie obserwują, mogły oddać głosy i w ten sposób zadecydować o kilku elementach opowiadania. W ten sposób udało się ustalić, że bohaterką będzie niezręczna towarzysko Ludwika, artystyczna dusza, która zmienia temat na zawołanie, a cała akcja będzie się działa w męskiej toalecie podczas wesela. 😀
To już drugie podejście do tej zabawy (opowiadanie, które powstało za pierwszym razem, znajdziesz TUTAJ) i na pewno nie ostatnie. 😀 Jeśli jeszcze nie obserwujesz mnie na Instagramie, pora nadrobić zaległości. 😀 Znajdziesz mnie jak zwykle pod nazwą @chaotyczny_niecodziennik. 😀