Ogródek, ziemia w skrzynkach
Dziś byłam w ogródku. Dorosła część mnie nosiła pięćdziesięciolitrowe worki ziemi, rozcinała je, rozprowadzała tę ziemię i mieszała ją z kompostem. Moje wewnętrzne dziecko było w tym ogródku po to, żeby obserwować toczące się tam życie.

Podwyższone grządki

To od nich wszystko się zaczęło. Wymyśliłam sobie, że zamiast usypanych górek ziemi chcę mieć w ogródku ładne drewniane skrzynki. Zamówiłam je na allegro dokładnie 17 marca i już niecałe dwa miesiące później zakończyliśmy proces stawiania tych grządek w ogródku. Najpierw je impregnowaliśmy. Później musieliśmy je skręcić (w paczce był komplet desek, śrub i instrukcja). W końcu wszystkie stanęły na swoich miejscach. Następnie tworzyliśmy warstwy, zgodnie z radami z internetu. Początkowo myśleliśmy, że zabraknie nam gałęzi. Ostatecznie nie zabrakło, a wielka sterta gałęzi wciąż leży na środku ogródka. Później rzuciliśmy ściętą trawę po koszeniu. Wpadła między gałęzie i nie stworzyła takiej ładnej warstwy jak na obrazku. Przez kolejne dni wyschła i straciła wszystkie szanse na imponujący wygląd. Sypnęliśmy dwa wiadra kompostu na każdą grządkę. W stosunku do wielkości skrzynek, kompost był ledwo marnym maźnięciem na środku. To był ten moment, gdzie zaczęłam myśleć: trzeba było sobie rzodkiewki w doniczce zasiać, a nie grządki w ogródku stawiać!

Ale później zamówiłam 1500 litrów ziemi na palecie. Dziś przyszła. Przez półtorej godziny nosiliśmy worki, rozsypywaliśmy ziemię, sypaliśmy kompost. I udało się. Grządki są gotowe na przyjęcie roślinek!

Ogródek, ja i grządki

Kulki z dżdżownic!

To mój highlight dzisiejszej pracy w ogródku. Rozprowadzałam warstwę kompostu (w miarę) równo na całej przestrzeni i ścisnęłam w palcach większą grudkę masy, żeby nie zostawiać ich takich wielkich. Ku mojemu zdziwieniu, gdy bryłka rozpadła się na pół okazało się, że jest wypełniona głównie dżdżownicami. Było ich tam z dziesięć! Oczywiście na początku pomyślałam: fuj, obrzydliwe! – i strzepnęłam intensywnie dłoń, tak jakby miało mi to w czymś pomóc. A później zauważyłam, że takich bryłek jest więcej! Przeniosłam kilka na inne grządki, bo choć widziałam na nich dżdżownice, to nie w takiej ilości.

A więc nie tylko mrówkom zafundowaliśmy przeprowadzkę, ale dżdżownicom też! Kiedy już je zauważyłam, okazało się, że było ich naprawdę mnóstwo! To chyba dobrze? Znaczy, że będą przerabiać resztki na wartościowe żarełko na roślinek, prawda? Okej, nie znam się, ale jestem całkowicie zafascynowana życiem, które toczy się w moim ogródku na poziomach, na które dopiero uczę się zaglądać.

Przeprowadzkowy szok

Wyobrażam sobie, że te dżdżownice mogły być mocno zdezorientowane. W jednej chwili siedziały sobie w cieplutkim, dobrze sobie znanym kompostowniku, a w kolejnej obca baba psuje ich kulkę, robi się jasno i są nie wiadomo gdzie. Drapią się po główkach ogonkami, rozglądają się trochę przestraszone, trochę zaintrygowane. Jedna mówi: o kurczę, gdzie my jesteśmy? Chyba nas wczoraj trochę poniosło! – na co druga odpowiada: a mówiłam, nie jeść tej skórki od banana! Wyglądała na nieświeżą! MÓWIŁAM!!!

Gdzieś obok tuptają setki mrówek, wkurzone, że znów muszą robić mrowisko. Ale w sumie nie mają kredytów, psów z którymi trzeba chodzić na spacery, pracy etatowej – co innego miałyby robić? Wyglądają na spanikowane i wydaje się, że nie wiedzą co robią, ale już formują rzędy, już wytyczają szlaki! Mijają się, stykają czułkami i przekazują sobie informacje szybciej, niż gdyby miały tablety i super szybki internet.

Ogródek i truskawki

Wróble, wróble wszędzie

Zanim się tu przeprowadziliśmy, widywałam je rzadko. Dzisiaj mam wrażenie, że zajmują cały ogródek. Chodzę po nim, a one śmigają mi przed nosem małymi grupami. Zajmują budki lęgowe, które wiszą na drzewach i w okolicy siedemnastej siadam sobie czasem z widokiem na jedną z nich, żeby oglądać karmienie. Rozpoznaję już porę karmienia, bo pisklaki drą się w specyficzny sposób, kiedy rodzice wracają z żarełkiem. Słyszę je nawet, kiedy nie stoję blisko budki. Ich ćwierkanie niesie się na cały ogródek. <3

Dzisiaj jednak cały dzień słyszałam śpiew z okolicy śliwy przed domem. Krążyłam, gapiłam się, szukałam, nie mogłam namierzyć. W końcu, po południu, podczas przerwy od noszenia worków ziemi, stanęłam pod tą śliwą i się uparłam. I znalazłam!

Wróbel siedział na gałęzi, bujał się na niej tak jak wiatr wiał i śpiewał sobie. Wydawał się być zainteresowany mną tak samo jak ja nim, bo nie przerywał śpiewania. Kręcił łebkiem, przyglądał mi się, nie uciekał.

Jeden wróbel, wiele możliwości

Możliwe, że nie mógł uciec, bo bał się puścić gałązkę. Może było mu niedobrze od tego ciągłego bujania. Może jest czarną owcą w rodzinie i tym jednym wróblem, który boi się latać albo ma lęk wysokości. Być może wcale nie śpiewał, tylko krzyczał: zdejmijcie mnie stąd! Nigdy więcej, przysięgam, NIGDY WIĘCEJ NIE POLECĘ! Będę chodzić na piechotę! Mogła to być też groźba, którą miał przekazać od szefa gangu wróbli.

To też by mnie nie zdziwiło, bo dwa dni temu Nela wypadła z zarośniętej lipy z wróblem w pysku. Nie mam pojęcia, co się wydarzyło. W jednej sekundzie wąchała kępę trawy. W drugiej wyskoczyła spod drzewa i tylko widziałam, jak wypluwa ptaszynę, a ona zbiera się w jednej chwili i odlatuje. Całkowicie bym zrozumiała, gdyby naskarżyła ziomeczkom. I to przez to jeden z nich cały dzień bujał się na gałązce śliwy. Czekał. Czekał, aż podejdę i spojrzę mu w oczy, żeby móc mi powiedzieć, że jak to z psem powtórzy się jeszcze raz, to zajmą nam ogródek i skończy się beztroskie wychodzenie.

Niby to małe, urocze ptaszki. Niby to sikorki są złolami. A jednak za każdym razem, gdy patrzę na siedzącą grupę wróbli, mój mózg włącza mi piosenkę z Peaky Blinders.

Ogródek, czyli masa frajdy w jednym miejscu!

Rozważałam ostatnio, czy ogródek to tylko ciężka praca. I nadal uważam, że nie. Jasne, zmęczyłam się fizycznie, nosząc worki ziemi i wiadra kompostu. Ale zobacz, ile się po drodze w tym ogródku wydarzyło! Mam teraz tak lekką lekką głowę, że siedzę i piszę ten tekst. I jestem niesamowicie wdzięczna za ogródek i wszystko, co się w nim dzieje! Inspiracja czeka dosłownie na każdym drzewie. 😁