Właśnie tyle miałam ostatnio energii, ile widzicie kawy w tej filiżance. A to, co zostało, było już trochę zaschnięte i do niczego się nie nadawało.

Wiecie, co? Ostatnio miałam tak fatalny nastrój, że nie miałam ochoty niczego publikować. Z jednej strony chciałam, bo bez tego statystyki spadają. Z drugiej – nie chciałam publikować sztucznych postów o niczym. A z trzeciej – nie chciałam narzekać, bo przecież wszyscy mamy czasem poczucie, że dorosłość jest bez sensu, więc nie trzeba tego codziennie roztrząsać i się dodatkowo dołować.

Zawsze jak zaczynam mieć taki spadek nastroju, szukam sposobu, żeby go sobie poprawić. Ale czasem są takie spadki, że nic nie pomaga, za to wszystko wkurza coraz bardziej – bo nie jest dobrze, choć chcielibyśmy, żeby było i czujemy rzeczy, których nie chcemy czuć, a na domiar złego nie wiemy nawet, co dokładnie trzeba zmienić, żeby było lepiej, bo powodem, że jest źle jest… hm… Wszystko – choć właściwie nie stała się żadna tragedia.

I tak sobie myślę, że to jest ok.

To doskonały pretekst, żeby się zatrzymać, odetchnąć, odpocząć, zastanowić się, co dalej, być może ułożyć jakiś plan działania. Po prostu – zwolnić. Nie da się ciągle żyć intensywnie i być wesołym – choć optymizm bardzo pomaga.

Ale czasami po prostu trzeba zawinąć się w koc, zdrzemnąć się, poprzytulać, pooglądać filmy, które już się widziało, ale bardzo je lubimy.

Tak, po to tu jestem! Po listę filmów, które zawsze poprawiają humor!

Tak właśnie czułam, Czytelniku!

Lista filmów, które zawsze poprawiają mi humor

… czyli spokojnie – to te, gdzie nie giną psy ani Will Smith i właściwie wiemy, że będzie happy end… i właśnie po to je oglądamy.

Kiedyś Wam opowiem, jak mój narzeczony wybiera nam filmy na romantyczne wieczory…

Ale do rzeczy!

Hitch – powiedziałabym, że prawie typowa komedia romantyczna. O tym, że kobiety nie zauważają przeciętnych mężczyzn i o mężczyźnie, który pomaga tym przeciętnym zostać jednak zauważonymi. Fragment układu tanecznego, który tytułowy Hitch prezentuje swojemu podopiecznemu, najprawdopodobniej wykorzystamy z narzeczonym jako pierwszy taniec na weselu, bo jest prosty i łatwy do zapamiętania. 😀

Rrr! – ten film jest głupi, ale w sposób, który lubię (czyli nie w ten dziwny i obleśny). Do tego ma wszystko: morderstwo, śledztwo, wątek miłosny – czego chcieć więcej? Zwykle nie lubię filmów z dubbingiem, ale ten oglądam tylko w takiej wersji – nie udało mi się znaleźć wersji z napisami, a lektor (z całym szacunkiem dla jego pracy) zabija żarty.

Zaplątani – wprawdzie nie film, lecz animacja, ale chyba nigdy mi się nie znudzi. I znów mamy wszystko – intrygę, przygodę, wątek miłosny… I do tego są piosenki! Można śpiewać w trakcie!

Nowe szaty króla – ta bajka ma już hoho! lat, a mimo to wciąż mi się nie znudziła. Są ci dobrzy, ci źli, są lamy, morał, pościgi, eliksiry, lochy… I nieco inne spojrzenie na Nowe szaty cesarza. 😉 A po obejrzeniu tej bajki będziecie nucić do siebie przed lustrem: świat na rękach swoich go niesie, warto poznać się z tym kolesiem! Zapewniam. 😀

Co? Tylko cztery filmy? Bez sensu! *rzuca popcornem i wychodzi*

Tak, bo teraz będzie prośba do Was. 😀

Jakie są wasze poprawiacze nastroju? A nawet niekoniecznie poprawiacze, a coś, co pozwala przetrwać spadki energii i nicmisięniechcizm. Podzielcie się koniecznie!