Ostatnio przydarzyła mi się zabawna historia. To znaczy – ona nie jest zabawna dla wszystkich, ale Wy, moi wierni czytelnicy (cześć, mamo!) z pewnością mnie zrozumiecie.
W ramach pięciominutowej przerwy od gapienia się w ekran, postanowiłam udać się na spacer. Na drugą stronę korytarza. Czyli do toalety. Dotarłam do drzwi, toaleta okazała się zajęta, musiałam więc udać się piętro wyżej. Zawróciłam, pobiegłam na schody, wbiegłam na górę i wtedy zrównał się ze mną On – jakiś mężczyzna z tamtejszego biura.
Od początku poczułam więź, bo w tym samym momencie dotarliśmy do drzwi toalet, położyliśmy dłonie na klamkach i weszliśmy do pomieszczeń. Ktoś, kto patrzył z boku mógłby pomyśleć, że było to zaplanowane i przećwiczone, ale nie – to spotkanie dwóch dusz na korytarzu biurowca.
Myjąc ręce rozmyślałam o tej idealnej synchronizacji i o raju, do którego przypadkowo posłałam w ten sposób moją poharataną duszę perfekcjonistki. Wyrzuciłam ręcznik papierowy do kosza, nacisnęłam klamkę, pchnęłam drzwi i zdałam sobie sprawę, że On po drugiej stronie ściany robi to samo. Wyszliśmy dokładnie w tym samym momencie, jakbyśmy telepatycznie porozumieli się przez cienką ścianę pomiędzy toaletami.
Mój mózg oszalał. W końcu jak często gwiazdy znajdują się w takiej konfiguracji, że ludzie w tym samym czasie wchodzą, a później wychodzą z toalet? Oczami wyobraźni widziałam już, jak podbiegam do Niego i zagajam rozmowę: rety, widziałeś tą synchronizację? A on odpowiada: o matko, tak! Bałem się, że nie zwróciłaś uwagi! A później wyciąga rękę i przedstawia się: Jan Kowalski! – na co ja odpowiadam, że Joanna Bierkowska, ale czy umyłeś ręce? I kręcimy się chwilę na tej karuzeli śmiechu. A jeszcze później okazuje się, że nudzą nas te same książki, nie lubimy tych samych ludzi oraz oboje uważamy, że raz w roku powinno się mieć prawo, żeby powiedzieć klientowi, że nie ma racji. Przyjaźń kwitnie, kupujemy domy przy tej samej ulicy, chodzimy do siebie na niedzielne grille, a nasze dzieci razem się wychowują. I gdy pytają: Tato, a jak poznałeś ciocię Asię? – oboje wybuchamy śmiechem i opowiadamy o tym, jak wszechświat skonfigurował gwiazdy, żeby spiknąć nas na korytarzu biurowca w pozornie zwyczajny, poniedziałkowy poranek.
I równie szybko, jak gnały moje myśli, zdążyłam dojść do schodów, a tam nasze drogi – moje i Jego – się rozeszły. Zbiegłam na dół, wróciłam za biurko i ponownie wróciłam do zadania, od którego oderwałam się wyjściem do toalety.
I tak właśnie zakończyła się historia pewnej niedoszłej przyjaźni. Ale być może za 10 lat, któż to wie, gwiazdy ponownie ułożą się tak, że toaleta na moim piętrze będzie zajęta i będę musiała pójść piętro wyżej. Ponownie zrównam się z Nim, dotrzemy do toalet, chwycimy za klamki… I tuż przed wejściem nasze spojrzenia skrzyżują się i wymienimy lekkie uśmiechy, na znak, że oboje pamiętamy poprzednie spotkanie.
Jak możecie zauważyć, nie nudzę się w moim świecie. 😀