Dziś o zdaniach, które z pewnością słyszałaś nie raz - że wszystko jest kwestią organizacji, że nie warto planować, bo te plany i tak się rozjeżdżają albo że doba Beyonce też ma tylko 24 godziny. Każde z tych zdań to jakieś przekonanie lub mit, który zniechęca do sięgnięcia po kartkę i długopis. Ja jednak uważam, że planowanie może być bardzo pomocne, dlatego każdą z tych rzeczy rozłożę teraz na czynniki pierwsze i zobaczymy, czy rzeczywiście jest tak, jak nam ludzie powtarzają.

Wszystko jest kwestią organizacji

Nie wszystko. Gdyby tak było, raczej nie organizowałybyśmy sobie przeziębienia w najmniej odpowiednim momencie ani dzieci nie przywlekałyby go z przedszkola i szkoły. Nie wpisywałybyśmy też w kalendarz listopadowego spadku formy, wizyty w urzędzie trwałyby – zgodnie z naszymi przewidywaniami – maksymalnie 15 minut (i nie kończyłyby się odesłaniem z kwitkiem), a jeśli już miałybyśmy mieć migrenę, to raczej między 18 a 20 w poniedziałek po pracy, bo akurat wtedy nam pasuje.

Myślę, że w ciągu całego swojego życia zdążyłaś zauważyć, że to tak nie działa. Czeka nas masa losowych sytuacji, na przykład przez to, że nie możemy kontrolować innych ludzi. (Oczywiście antyszczepionkowcy twierdzą coś innego, natomiast ja osobiście czuję rozczarowanie po dwóch dawkach szczepionki przeciw covidowi – w dalszym ciągu czuję odpowiedzialność za siebie i swoje decyzje, więc gdyby nie to, że szczepionki były darmowe, to bym reklamowała). Na szczęście wszelkie plany nie są po to, żeby się ich kurczowo i za wszelką cenę trzymać – to raczej ma być kompas, drogowskaz, gigantyczny palec, który wskaże Ci Twoje priorytety i rzeczy, o których powinnaś pamiętać. Z tego powodu to naprawdę nie jest tak, że…

Nie warto planować, bo te plany i tak się rozjeżdżają

Równie dobrze możesz powiedzieć, że nie warto wstawać z kanapy, bo i tak wszyscy umrzemy. Między leżeniem a umieraniem może się wydarzyć bardzo dużo. Tak samo między skonstruowaniem planu a tym, jak wydarzy się życie, które ten plan zweryfikuje, zdążysz pewnie odhaczyć parę rzeczy, kilka z nich może nawet skończysz, a inne popchniesz do przodu. Według mnie plan jest ważny szczególnie w tych momentach, w których wszystko się sypie – bo jak już się rozsypie, to z tej kupy gruzu trzeba wybrać najważniejsze elementy i się na nich skupić. Gdy jedna z nich, znów z niezależnych od Ciebie przyczyn, wyślizgnie Ci się z ręki, będziesz doskonale wiedziała, którą chwycić następną.

Dla mnie samo przelanie zadań na papier to już forma planowania. Bez tego zapominałabym o telefonach, które mam wykonać (żart, przecież ja nie dzwonię – ale myślę, że wiesz, o co mi chodzi), przekładałabym zadania, później panikowała i robiła wszystko na ostatnią chwilę, a wtedy wszystkie losowe przypadki frustrowałyby mnie jeszcze bardziej.

Pamiętaj, że plan jest dla Ciebie. Mnie może się sprawdzać rozpisywanie tygodnia, ale Tobie może wystarczyć spisanie rano najważniejszych zadań na dany dzień. Dla mnie wystarczające będzie określenie kolejności działań w danym dniu, a Ty możesz woleć rozpiskę godzinową. Najważniejsze to znaleźć to, co działa, wtedy nawet rozjeżdżające się plany będą pomocne.

Jakbyś naprawdę była zorganizowana, to…

To taka odmiana tego, że wszystko jest kwestią organizacji, tylko to stwierdzenie celuje w jedną konkretną rzecz: nie musiałabyś zamawiać jedzenia, bo miałabyś ugotowane; miałabyś posprzątane; ćwiczyłabyś regularnie. Słowem: to próba ubrania Cię w cudze buty. Ktoś patrzy na Ciebie i myśli: jak można tak żyć?, bo ignorujesz coś, co dla tej osoby jest priorytetem.

Wniosek? Bycie zorganizowaną dla każdej z nas może oznaczać coś innego.

Dla mnie z organizacją jest trochę jak z oszczędzaniem pieniędzy – przycinam wydatki na to, na czym niezbyt mi zależy, żeby móc wydać więcej na coś, co jest dla mnie ważniejsze. Z tego powodu właściwie nie kupuję torebek – nie lubię ich – za to chętnie wydaję większą kwotę na porządne buty i ubrania z ciałolubnych materiałów, które będą ze mną dłużej niż jeden sezon. Ktoś inny może się na to popukać w głowę, obkupić się w lumpeksie, bo ma na to czas i ochotę, a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze wydać na książki.

Dokładnie tak samo będzie z planowaniem, które ma być środkiem do celu, a nie celem samym w sobie. Jeśli spróbowałaś mojej metody planowania tygodnia (przeczytasz o niej TUTAJ), potrafisz określić swoje okienka czasowe. Nie zapełnisz ich rzeczami, które nie są dla Ciebie ważne, prawda? Szukałaś ich prawdopodobnie po to, żeby wziąć się za to, co od dawna odkładasz albo wrócić do swojej pasji, na którą nigdy nie miałaś czasu, bo wszystko było ważniejsze. A może się mylę i szukałaś czasu na sprzątanie? Nie mam pojęcia! 😀 Dałam Ci narzędzie – wykorzystaj je tak, żeby służyło Ci jak najlepiej.

Doba Beyonce też ma tylko 24 godziny

Zamiast Beyonce możesz też wstawić Marię Skłodowską-Curie. To naprawdę nie ma znaczenia, bo chociaż rzeczywiście doba każdej z nas ma tyle samo godzin, to… Każda z nas jest inna! Wiem, oczywista oczywistość, ale łatwo o niej zapomnieć, kiedy Baśce, Kaśce i Ance wszystko idzie jak po maśle, a Ty masz wrażenie, że stoisz w miejscu, na dodatek po kolana w błocie i jesteś prawie pewna, że skrada się do Ciebie aligator. Dżoana przypomina: nie jesteś Baśką, Kaśką ani Anką – jesteś sobą, w swojej własnej skórze. I tu wracam do mojego ulubionego porównania: za każdym razem, kiedy myślisz, że komuś idzie milion razy lepiej, porównujesz witrynkę tej osoby do swojego zaplecza.

Znasz swoje zaplecze – emocje, które towarzyszą Ci przy osiąganiu (lub nie osiąganiu) pewnych rzeczy, wiesz o trudnościach, które napotykasz i ile kosztuje Cię znalezienie rozwiązania i nie rzucenie wszystkiego w cholerę. W przypadku osoby, do której się porównujesz, widzisz tylko jej wielką radość i komunikat, że się udało. Witrynkę. Nie wiesz, ile nocy ta osoba przepłakała, ile razy docierała do punktu styku rozpaczy i beznadziei, w którym Ty stoisz teraz.

Dodatkowo łatwo zapomnieć, że każda z nas ma inne warunki – inne będą możliwości samodzielnej mamy, inne pracującej mamy z trójką dzieci, singielka z trzema psami startuje z jeszcze innego miejsca. Każda z nas ma wokół siebie mniej lub bardziej wspierające osoby, wszystkie różnie znosimy stres, z części z nas praca wysysa energię, a innym jest całkowicie obojętna. Wszystko to sprawia, że coś, co dla Ciebie jest tylko rozgrzewką, rzeczą, którą załatwiasz od ręki, dla kogoś innego może być osiągnięciem dnia. Jestem prawie pewna, że byłabyś zdziwiona, dla ilu osób jesteś inspiracją do działania i ile osób chciałoby robić to, co Ty i tak, jak Ty, nie mając prawdopodobnie pojęcia, ile pracy w to wkładasz. W końcu wszystkie widzimy cudze witrynki. 😉

A Beyonce ma dużo pieniędzy i może delegować wiele zadań, żeby nie marnować czasu na pierdoły – to już tak na koniec, żeby dać dziewczynie spokój. 😀

Żeby planować, potrzebuję jeszcze tylko…

…ładnego planera, zestawu pisaków, brush penów (a później jeszcze nauki tego, jak się nimi posługiwać), do tego koniecznie naklejki i inne ozdobniki, no i przynajmniej 3-4 godziny, żeby zrobić odpowiednio ładne tabelki na dany tydzień. A może potrzebujesz przeczytać kolejny artykuł o metodach rozpisywania zadań albo przejrzeć tabelkowe inspiracje?

Jeśli uważasz, że koniecznie czegoś potrzebujesz, żeby zacząć, rozbierz to na czynniki pierwsze, bo brzmi to trochę jak prokrastynacja. 😀 Co się stanie, jeśli nie będziesz miała tego planera, pisaków i innych ozdobników? Zaczniesz planować na kartce z drukarki albo w notesie w kratkę i ta strona na pewno nie będzie wyglądać tak imponująco jak zdjęcia BuJo, które nie raz widziałaś w internecie. Tylko czy to Ci w jakiś sposób przeszkadza w rozpisaniu zadań albo w ich realizacji? Albo w drugą stronę – czy posiadanie tych potrzebnych rzeczy usprawni planowanie i realizację, czy będzie tylko miłym dodatkiem, dzięki któremu może trochę bardziej się odprężysz albo tabelki będą nieco bardziej cieszyć oko? Uwierz mi, żeby zacząć planować, potrzebujesz tylko kartki i długopisu. 😉

A co z tymi wszystkimi artykułami, kursami, webinarami, które mają Ci pomóc w lepszym planowaniu? Tu odpowiem krótko: nie zadziałają, jeśli nie zaczniesz wdrażać wiedzy, którą z nich wyciągasz.

Masz więcej czasu? Wpisz więcej zadań!

Proszę, nie, dopiero co o tym rozmawiałyśmy… (dokładnie TUTAJ, gdy planowałyśmy wspólnie tydzień) Stawiamy granice! Robimy tyle, ile sobie wypisałyśmy – i koniec. Bo zawsze jest coś do zrobienia, zawsze można więcej. Z tego powodu od razu planujemy też czas na odpoczynek – żeby przypadkiem nie dołożyć sobie w tych godzinach kolejnych obowiązków.

Wiem – jesteśmy przyzwyczajone do tego, żeby być ciągle zajętą. Pewnie sporo z nas nauczyło się tego w domu, kiedy przy próbie siedzenia i nic nie robienia zaraz znajdował się ktoś, kto mówił: nudzisz się? To chodź, mam dla ciebie bojowe zadanie. Podobnie bywa zresztą w pracy na etacie – nie pójdziesz do domu po czterech godzinach tylko dlatego, że odhaczyłaś sobie już wszystkie zadania z listy. Musisz znaleźć sobie jakieś zajęcie – czasem chyba nawet nieważne jakie, ważne, żeby było. Zauważyłaś może, ile rozmów zaczyna się od: hej, co robisz?

Dżoana przypomina: to naprawdę nie jest tak, że musisz ciągle coś robić. Jeżeli wyrobisz się z zadaniami wcześniej, oczywiście możesz wziąć się za kolejne, ale możesz też dać sobie więcej odpoczynku. Wszystko w zależności od tego, ile masz energii i do czego bardziej Cię ciągnie – rozsądek często podpowiada, co powinnyśmy zrobić, ale potrafimy go umiejętnie zagłuszać cudzymi głosami.

Planowanie zajmuje więcej czasu niż realizacja zadań

Na początku – być może, więc to nie do końca mit. Jak z każdą nową rzeczą, której się uczymy, na starcie trzeba się trochę bardziej przyłożyć, zaobserwować, co się sprawdza, a co nie do końca i zwykle postępować zgodnie z jakąś instrukcją, a nie na czuja. Planowanie będzie też trwać dłużej, jeśli będzie Ci zależało na rysowaniu od linijki i stosowaniu ozdobników. Poza tym nie ma co ukrywać – jeśli Twoje dni wyglądają dość podobnie i tydzień w tydzień masz te same zadania, ciągłe rozpisywanie całego tygodnia nie będzie miało sensu. Słowem – nie wszyscy muszą planować.

Może od czasu do czasu wpiszesz jakieś dodatkowe zajęcie, spotkanie z przyjaciółmi, wizytę u lekarza i użyjesz do tego po prostu kalendarza w telefonie. Jeżeli jednak chcesz wprowadzić nowe zajęcie, czujesz, że nie ogarniasz, często zapominasz o różnych rzeczach i później robią Ci się zaległości, które musisz nadrabiać jednego dnia albo zwyczajnie masz jakiś większy cel do zrealizowania, który trzeba rozłożyć w czasie na mniejsze kroki, nie widzę innego wyjścia niż sporządzenie planu.


Iii… To chyba wszystko! A przynajmniej tyle przyszło do głowy mnie i dziewczynom na Instagramie. Udało mi się obalić kilka mitów? Nawet jeśli nie do końca, mam nadzieję, że udało mi się trochę zachęcić Cię do przemyśleń w tym temacie.

Tą notką zamykam pierwszy sezon notek o organizacji i planowaniu. Grudzień będzie trochę luźniejszy i bardziej lajfstajlowy, bo tego teraz potrzebuję najbardziej – a z nową dawką wiedzy wrócę już w styczniu. 😀 Do tego czasu będę zbierać materiały i podsłuchiwać (głównie NA INSTAGRAMIE), z jakimi problemami mierzą się artystki – mam nadzieję, że to napełni mi głowę pomysłami na treści. 😀