Od jakiegoś czasu mam pustkę w głowie. W chwilach, kiedy muszę pracować, wysyłać maile i odbierać telefony mam najwięcej luźnych myśli - a nie mam ich kiedy złapać i choćby na szybko wpisać do Google Keep. Z kolei kiedy myślę sobie, że okej, to jest ten moment, siadam i piszę, standardowo słyszę cykanie świerszczy.

W tym tygodniu niewiele pisałam – moje pomysły i energia poszły w nagranie Stories o procesie twórczym. Wymyśliłam sobie, że nagram konferencję online z samą sobą – chwilę to trwało.

I to doprowadziło nas to piątku, do godziny 20.26, kiedy do opublikowania nowej notki zostało mniej niż dwanaście godzin. Tyci, tyci, niemal nieistotny szczegół był taki, że ta notka wciąż nie została napisana. Nie to, że trzeba ją było doszlifować albo wybrać ładne zdjęcie. Nie. Ona była w ujemnej fazie tworzenia – że nawet nie pomyślałam, żeby pomyśleć o tym, żeby siąść i napisać notkę.

To znaczy miałam luźne myśli. O biodrach w rozmiarze 40, o pierwszych oznakach starości… Ale nie miałam kiedy się nad nimi pochylić – i sobie poszły, zniecierpliwione. Postanowiłam chwycić się ostatniej deski ratunku, czyli zajrzeć do szkiców, które mam zapisane na wordpressie. Choć pomysły były dobre i dotarłam do kilku myśli, które mogłabym rozwinąć, nie wyjęłam na dziś nic z tego worka.

Przeczytałam wszystkie te teksty (21!) i miałam tylko jedną myśl – że są bardzo bezpieczne. Mało w nich moich wprost przekazanych myśli, za to dużo ogólników i tłumaczeń, doprecyzowujących zdania tak, żeby na pewno nikogo nie urazić. Tym sposobem jeden akapit rozrasta się do wielkości baobabu, ale wcale nie dlatego, że mam takie flow – dlatego, że chcę, żeby wszystko było jasne i żeby nikt nie mógł powiedzieć złego słowa.

Większość tych nieopublikowanych tekstów ma już rok, niektóre nawet więcej. Nie pokazałam ich, bo – choć tematy były dla mnie ważne – to nie było to. Bo próbowałam spokojnie i rzeczowo przekazać to, co wolałabym wykrzyczeć. Przeczytałam to wszystko i… Odetchnęłam z ulgą. Nie tylko dlatego, że dobrnęłam do końca. 😀 Raczej dlatego, że zauważyłam postęp. Po roku od tamtych tekstów piszę jakoś inaczej. Jakoś bardziej z bebechów i o tym, co mnie naprawdę dotyka. Czy pozbyłam się wszystkich blokad? Oczywiście, że nie. Ale nagle okazało się, że praca, którą wykonuję od kilku miesięcy, przyniosła efekt!

Przeczytam te teksty kolejny raz – wszystkie 21. Wyciągnę z nich te myśli, przy których słyszałam, jak koła zębate w moim mózgu zaczynają obracać się szybciej – i pokażę Wam je. W trochę lepszej formie, przewiązane jedynie kokardką z bilecikiem proszę, to mój ważny dla mnie tekst, za to bez opakowania tylko proszę, nie zrozum mnie źle, to tylko moja opinia i w sumie to przepraszam, że ją przedstawiłam.

I obiecuję, że nie będę ich pisać na kolanie w przyszły piątek o 20.26.