To, że planowanie wyklucza spontaniczność jest chyba jednym z tych częściej spotykanych przekonań. Zazwyczaj wydaje nam się, że jeśli już zdecydujemy się planować to musimy wiedzieć, co dokładnie będziemy robić w każdej minucie dnia, bo inaczej to bez sensu - plany się przecież rozsypią, jeżeli odpuścimy chociaż trochę. Na szczęście mam dobrą wiadomość (zwłaszcza jeśli jesteś spontaniczną osobą) - miłość do organizacji nie musi wykluczać luzu.

Na czym Ci zależy?

Zanim dam podpowiedzi, zadam Ci pytanie – czym dla Ciebie jest spontaniczność? Czego nie chciałabyś stracić? Czy chodzi o możliwość wyjazdu na weekend bez większego planu? O pisanie o dowolnej porze, kiedy tylko poczujesz flow? Odpowiedź na to pytanie pozwoli Ci określić obszar, który trzeba odpowiednio zabezpieczyć na etapie budowania harmonogramu tygodnia.

Jeśli nie lubisz planować jakiegoś obszaru (np. jadłospisu) i nie czujesz, że Twoje aktualne podejście Ci przeszkadza, nie ma sensu tego zmieniać. Już samo rozpoczęcie planowania może wymagać od Ciebie dodatkowego wysiłku – więcej skupienia i uwagi na zadaniach, czasem na zegarku. Organizowanie wszystkich obszarów, nawet tych, które tego nie wymagają, może się w takim przypadku okazać czymś, co skutecznie zniechęci Cię do planowania.

Nie każdy obszar musi być zorganizowany

Możesz doskonale organizować swoją pracę właśnie po to, aby nie zajmować się nią dłużej niż to konieczne i mieć dużo wolnego, niezaplanowanego czasu. Możesz też planować podróże, żeby każdego dnia wycisnąć z nich jak najwięcej – ale równie dobrze możesz jedynie dotrzeć w jakieś miejsce, a później robić wyłącznie to, co Ci serce podpowie. Pozwól sobie na spontaniczność tam, gdzie jest ona dla Ciebie ważna, ale dla równowagi zaplanuj i zorganizuj inny obszar, żeby żadne zapomniane zobowiązania nie zakłóciły tego spontanu. Na pewno znasz to uczucie, kiedy dobrze się bawisz, aż nagle przypominasz sobie o tej jednej rzeczy, która miała być zrobiona, a nie jest. Od tego momentu ciągle wracasz do niej myślami, a zabawa nie smakuje już tak samo dobrze. Właśnie takiej sytuacji chcemy uniknąć, planując.

Czas na harmonogram, czas na spontan

Skoro już wiesz, na czym Ci zależy, trzeba zadbać o to, żeby zrobić na to miejsce. Wcale nie musisz planować każdej minuty. Ustal, co jest do zrobienia (na przykład szykując odpicowaną listę zadań, o której przeczytasz TUTAJ) i zastanów się, kiedy możesz to zrobić (o planowaniu tygodnia przeczytasz TUTAJ, zajrzyj też TU, jeśli chcesz uniknąć kilku błędów). Wystarczy, że będziesz wiedzieć, że jednego dnia między 17.00 a 19.00 ogarniasz notkę na bloga, innego dnia między 16.00 a 17.00 odpowiadasz na maile, a jeszcze kolejnego na 8.00 musisz być w urzędzie i załatwić jakąś pilną sprawę. Pozostały czas zostaje na Twoje spontaniczne decyzje. Oczywiście, czasem tego wolnego czasu będzie mniej, a czasem więcej, ale organizując sobie czas na pracę i wykonanie zadań, które z różnych przyczyn muszą być zrobione, zwolnisz sobie cenne minuty na życie bez planu.

Na podobnej zasadzie możesz postawić wyraźną granicę między dniami roboczymi a weekendem i postarać się zmieścić wszystkie zadania od poniedziałku do piątku, żeby weekend mieć całkowicie luźny. Ten wariant może wymagać nieco więcej dyscypliny i tutaj rzeczywiście każda godzina może być zaplanowana, ale za to w piątek wieczorem zamykasz kalendarz i nie otwierasz go aż do poniedziałku. Taka wyraźna granica może być przydatna, jeśli po pracy etatowej robisz jeszcze coś swojego – te dodatkowe zadania lubią się rozciągać na weekend i niby masz wolne, ale jednak cały czas trochę pracujesz. Z drugiej strony czasem zadań jest tak dużo, że… nie powiem, że nie jest możliwe, ale powiem, że ostatecznie może być dla Ciebie szkodliwe upychanie ich wszystkich na siłę w pięciu dniach roboczych – czasem lepiej dodać ten szósty dzień, ale dać sobie czas na oddech między odhaczaniem kolejnych pozycji na liście. Pozostawiam to do obserwacji i Twojej decyzji, co Ci się najlepiej sprawdza.


Jak widzisz, z planowaniem nie jest aż tak źle jak mogłoby się wydawać – ono wcale nie zabija spontaniczności. Może czasem lekko ją draśnie. 😉 Ale przecież nie jest tak, że brak organizacji jest sposobem na uniknięcie zadań, zwłaszcza tych, które muszą być zrobione w konkretnym terminie – i tak będzie się trzeba za nie wziąć. Pytanie tylko, czy w sposób mniej czy bardziej poukładany.