To było tak: byłam w klasie maturalnej, chwilę wcześniej dowiedziałam się, że problemy, jakie mam z tatą to nie jego kryzys wieku średniego, tylko alzheimer, a także – w odróżnieniu od sporej części znajomych – nie miałam pojęcia, co chcę robić w życiu (czyli po liceum). Bardzo nie chciałam dać się pochłonąć czarnym myślom i jeszcze bardziej chciałam dać sobie z tym wszystkim radę. Właśnie wtedy, łażąc z psem i gapiąc się pod nogi, znalazłam czterolistną koniczynkę. Odetchnęłam i moją pierwszą myślą było: “ok, teraz to już na pewno będzie dobrze”. I wiecie co? Było. Choć nie mówię, że przyszło to łatwo.
Jak działa ta magia?
Przez ten rok było ciężko, ale wydarzyło się też wiele pozytywnych zmian. A raczej poprawniej będzie, jeśli napiszę: odważyłam się na wiele pozytywnych zmian. Na przykład, zaczęłam grać w zespole. Odkąd zaczęłam grać na basie, zastanawiałam się: dlaczego z nikim nie gram? Któregoś dnia doznałam olśnienia: bo żaden zespół nie wie o moim istnieniu! Jadąc na przesłuchanie zastanawiałam się, jak wypadnę, czy jestem dość dobra, czy jestem osobą, której ci ludzie szukają – a później pomyślałam o mojej koniczynce i wiedziałam, że wszystko będzie ok.
I tak za każdym razem, gdy wątpiłam w siebie, swoje umiejętności albo po prostu przerastały mnie problemy, przypominała mi się koniczynka i od razu myślałam, że zaraz wydarzy się coś, co sprawi, że wszystko się poukłada. W końcu to czterolistna koniczynka- wszyscy wiemy, że przynosi szczęście. Tyle tylko, że za którymś razem zorientowałam się, że to nie koniczynka sprawia, że dzieją się te wszystkie dobre rzeczy i że daję radę – to ja. Koniczynka była tylko doskonałym pretekstem, żeby nie bać się próbować i móc bezkarnie wierzyć w swoje możliwości.
Dużo mocy w małych listkach
Wiem, że to nie jest tak, że ta roślinka ma jakieś magiczne właściwości. Właściwie to chyba nie wierzę, że jakikolwiek przedmiot miałby mieć moc przynoszenia szczęścia i daleka jestem przypisywania swoich sukcesów posiadaniu takiej rzeczy. Ale mając coś, co teoretycznie ma przynieść nam szczęście, skupiamy się właśnie na tym, że musi być dobrze i damy sobie radę, a nie na tym, co może pójść nie tak.
Nie będę Was zachęcać, żebyście teraz szukali swoich talizmanów, dzięki którym poczujecie spływające na Was szczęście. Wręcz przeciwnie, unikałabym przywiązywania się do takich przedmiotów – jak się zgubią, wpada się w panikę i ściąga się na siebie pecha, próbując go unikać. Zachęcam za to, żebyście przeskoczyli etap znajdowania koniczynki – czyli po prostu śmiało próbujcie, wierzcie w to, co robicie i w swoje umiejętności. 🙂
1 komentarz do “Magia czterolistnej koniczynki”