Bardzo chciałam napisać kolejny ciekawy wpis. (Kolejny? To był już jakiś? Podasz linka? Naprawdę, moglibyście sobie darować takie komentarze… 😀 ) Taki, żeby można się było pośmiać, poczytać przy kawie, a przede wszystkim – żebym nie musiała chować się za gazetą, w celu uniknięcia odpowiadania na pytanie kiedy nowa notka?
Pewnie się teraz zastanawiacie – po kiego grzyba kupować gazetę, żeby się za nią chować? Kto jeszcze czyta papierowe gazety? Już samo to jest podejrzane! A ponieważ jesteście bystrzy, ścieżką dedukcji dochodzicie do momentu, w którym czujecie, że musicie mi powiedzieć: Dżoana, to jest internet. I to działa tak, że piszesz notki dla czytelników, których nie widzisz, a oni nie widzą ciebie.

Kurczę, chciałabym, żeby tak było, ale doliczyłam się ostatnio sześciu czytelników bloga – z jednym codziennie rozmawiam, dwoje to członkowie rodziny, a z trojgiem kolejnych pracuję. Ma to pewne plusy – oszczędzam kilkaset złotych rocznie na narzędziu do tworzeniu newsletterów, bo wystarczy stanąć na środku biura i krzyknąć, że nowa notka, ludzie! Z drugiej strony, każdemu z osobna trzeba się wytłumaczyć, dlaczego nie ma nowej notki, a później znosić ich pogardliwe spojrzenia…
Jak widzicie… Nic się nie dzieje. Ale nie poddaję się i wciąż szukam nowych doświadczeń, żeby mieć się czym dzielić. Na przykład – testuję gotowe dania z Lidla (ale tylko, jak są w promocji). Za 50% ceny – całkiem spoko, rzeczywiście mogą uratować sytuację. Sprawdziłam również teorię, że aby Cola nie pieniła się podczas nalewania, najpierw należy na dno szklanki wlać whisky. Testowałam wielokrotnie i potwierdzam – nie pieni się.
Nudy. Czasem bywa i tak. Ot – życie.