Na Instagramie jest profil Kobiecej Fotoszkoły, która organizuje #instawtorek. W skrócie: w każdy wtorek wrzucamy zdjęcie na "zadany" temat. I co jakiś czas naszym zadaniem jest to, żeby się przedstawić. Zatem dzisiaj, w nawiązaniu do Instawtorku, mała garstka informacji na mój temat, dzięki którym poznacie mnie trochę lepiej. (A jeśli zostawicie w komentarzu dwa słowa o sobie, to ja też Was poznam - magia internetu!)

#1 Nie umiem mówić o sobie

Są tacy ludzie, których możecie zapytać kim są, co robią, jakie mają hobby i oni Wam od razu opowiedzą i to w taki sposób, że jak skończą to ani się obejrzycie, a już będziecie klaskać na stojąco i ocierać ukradkiem łzy wzruszenia.

Nie jestem tą osobą.

Cóż, przynajmniej nie na pierwszym spotkaniu. Ani prawdopodobnie na żadnym z trzech kolejnych. Właściwie jeśli nie zostanę pociągnięta za język to będę jak taka książka, w której zostało wyrwanych 299 stron na 300 możliwych – więc otwieracie, widzicie stronę tytułową, a później nabazgrane na tylnej okładce: nigdy się nie dowiecie, BUAHAHAHAHAHAHAHA!

Niestety, wiąże się to z tym, że nie potrafię też mówić o tym, w czym jestem dobra – bo zwykle wydaje mi się, że ktoś już to robił i zrobił to lepiej i właściwie nie ma o czym mówić.

Zawsze jestem szczerze zdziwiona, kiedy ktoś docenia, że właśnie ja zrobiłam tę konkretną rzecz w ten konkretny sposób – a jeśli coś takiego się wydarzy, to już opowiadam o tym każdemu.

#2 Uwielbiam występować na scenie

To w kontraście do poprzedniego punktu. Aż do liceum prowadziłam lub brałam udział w praktycznie każdej szkolnej akademii, w szkole aktorskiej lubiłam dni otwarte i szalenie miło wspominam spektakl dyplomowy (choć przygotowania do niego i to, co działo się po nim to już wspomnienia słodko-gorzkie). Często wracam też myślami do koncertów, które zagrałam – czy to w ognisku muzycznym, czy z zespołem, który się rozpadł (i bardzo ciężko go wskrzesić w dorosłym życiu).

Lubię scenę, ale tylko wtedy, kiedy stoję na niej z konkretną misją i znam swój cel. Nie lubię improwizacji – ale to akurat wynika z faktu, że muszę czuć się dobra w tym, co robię, żeby improwizować. Bardzo krótko byłam w tych punktach życia, w których czułam się na siłach, żeby improwizować (czy to w aktorskiej, czy na basie).

Występy przed publicznością to zdecydowanie coś, czego mi brakuje.

#3 Lubię gotować i piec

To pewnie przez ten program kulinarny, który prowadziłam z mamą w naszej kuchni. 😀

Jestem ogarnięta w tym temacie – dobrze idzie mi zorganizowanie sobie pracy i jestem dość wielozadaniowa na tym polu. Znacznie trudniej przychodzi mi gotowanie z kimś. Chyba, że mogę temu komuś po prostu wydawać polecenia i praca idzie sprawnie.

Gotuję raczej na oko, rzadko z przepisów – korzystałam z gotowego jadłospisu (Dieta Lidlowa) i choć dania były przepyszne, wydawało mi się, że gotuję cztery razy dłużej niż normalnie, bo ciągle musiałam patrzeć do kartki.

Taki dzbanek zrobiłam kiedyś mamie, chyba na urodziny. Nie wyszedł idealnie i musiałam mocno improwizować, ale i tak byłam dumna. 😀

Ogromną frajdę sprawia mi też produkowanie słodkości – ciast, tortów (jak mam okres anielskiej cierpliwości w życiu i się uprę, potrafię je także ładnie udekorować), umiem nawet zrobić domowe pralinki (i zatemperować wcześniej czekoladę, żeby idealnie pękała).

Co ciekawe, poszłam kiedyś na dzień próbny do bistro (bo pani właścicielka uznała, że jednak nie potrzebuje człowieka do pączkarni, do której się zgłosiłam i zaprosiła mnie do swojego drugiego lokalu) i niestety mnie nie zatrudnili, bo nic nie umiałam. Ta opinia mogła wyniknąć z faktu, że rzeczywiście nie mam doświadczenia w gotowaniu dla większej ilości osób, a po drugie – kucharz, który mnie sprawdzał, mówił do mnie po śląsku i nic z tego nie zrozumiałam.

Ostatecznie wyszło mi to na dobre.

#4 Muzyka ma specjalne miejsce w moim sercu

Przeszłam przez różne gatunki, ale już dawno pożegnałam się z przekonaniem, że któryś z nich jest tym jedynym słusznym. W końcu coś innego włączę, gdy będę chciała w skupieniu popracować, coś innego do zumby, coś innego do treningu siłowego, a zupełnie inną playlistę wybiorę, gdy będę chciała po prostu w skupieniu nacieszyć uszy.

Nie mogę słuchać muzyki, pracując. Albo inaczej – mogę słuchać tylko jednego rodzaju: takiej, która jest zupełnie niewymagająca, nie zawiera słów i nie kusi, żeby ją analizować. Idealnie do tego sprawdza się playlista Deep Focus na Spotify.

Słuchając muzyki, którą lubię, co chwilę się na niej skupiam – słucham tekstu albo konkretnego instrumentu, przy niektórych piosenkach podrywam się do tańca, a inne przenoszą mnie w sam środek historii, o której opowiadają. Jak tu pracować, kiedy akurat jadę pociągiem z tajemniczym pasażerem albo obserwuję nocne życie Warszawy?

Taką muzykę mogę sobie włączyć, kiedy sprzątam albo akurat mam chwilę, żeby usiąść i po prostu słuchać (na słuchawkach, bo nie lubię złej jakości płaskiego dźwięku z laptopa albo telefonu – wtedy wolę już wcale nie słuchać). W takich momentach lubię też wrócić do twórczości Amy Winehouse albo odgrzebać jedną z piosenek Marcusa Millera (którego bardzo lubię, bo przecież jestem basistką). Specjalne miejsce w serduszku zajmuje też Metallica i Led Zeppelin.

#5 Jestem fanką gier

Komputerowych i planszowych – a zespołowe to dla mnie taka Multipla wśród gier. Chociaż właściwie najbardziej lubię gry kooperacyjne, czyli jednak trochę zespołowe… Uprośćmy: komputer i planszówki – tak. Wściekłe ganianie za piłką – nie.

Sądziłam, że jak już będę dorosła, gry komputerowe przestaną sprawiać mi frajdę. A później wyszła 4 część simsów… Okazało się też, że mój nowy laptop uciągnie Wiedźmina – no ludzie! Dorosłość nabrała sensu! 😀

Tak, jestem tym typem człowieka, który mógłby zarywać nocki przed monitorem. Staram się tego nie robić, bo jestem rozsądna, ale nie da się ukryć, że gry sprawiają mi dużo frajdy – zwłaszcza, jeżeli mogę dzięki nim przenieść się w inne miejsce i wciągnąć się w fabułę. Swego czasu bardzo lubiłam Assassin’s Creed, ale przestałam nadążać za nowymi częściami. Grą dzieciństwa był też Need for Speed, choć pamiętam też bardzo stare gry, jak np. Settlers, Dyna Blaster, Cannon fodder... Lubiłam (ale nie przeszłam) Black&White i niektóre części Tomb Raidera (zatrzymałam się na tych, w których Lara miała jeszcze raczej kwadratowe piersi). Ostatnio, poza Wiedźminem, bardzo chętnie włączam Don’t Starve Together, a do przetestowania mam Overcooked.

Tutaj widzimy Dixit – grę, w której jeden z uczestników podaje hasło, a następnie kładzie (zakrytą) kartę, która się z tym hasłem kojarzy. Pozostali zawodnicy również muszą wyłożyć karty, będące skojarzeniem do hasła, a następnie odgadnąć (po przetasowaniu kart), która z nich należy do osoby, która wspomniane hasło wymyśliła. Proste, prawda? 😀

Jeśli chodzi o planszówki, lubię je dlatego, że to już ważne wydarzenie – taki wieczór się planuje, zaprasza się znajomych, kupuje się napoje i przekąski, sprząta mieszkanie… 😀 Na wieczór z rodziną wyciąga się Dobble albo Dixit, na wizytę znajomych odkurzamy moją ulubioną Martwą zimę, Robinsona Crusoe, Osadników z Catanu. Równie fajne, ale mniej wymagające i szybsze w rozgrywce będzie Lekarstwo, Bang! (zabawny i integrujący) albo Zero. Na randkę we dwoje z kolei świetnie sprawdza nam się Neuroshima Hex (jeśli radzicie sobie z przegraną) lub Najemnicy.

Mamy już dwie półki wypełnione grami i myślę… że mamy stanowczo mało gier, dla których nie trzeba zapraszać gości i sprzątać mieszkania – czyli takich dla dwóch graczy. 😀


Ha, nie było tak źle! Na szczęście nie jesteście przypadkowymi osobami z internetu – w końcu trochę się już znamy. Dzięki temu łatwiej mi było wydusić te 5 faktów. 😀

Jak zwykle na koniec – Wasza kolej! Dajcie znać, kim jesteście, czym się zajmujecie? Może też dacie radę napisać swoje 5 faktów?