wspomnienia

O psie, który roztapia serca

Jakoś przed świętami Bożego Narodzenia (2021 r.) Tomek, siedząc przy komputerze, powiedział nagle: „o, Coco jest nadal do adopcji”. Podeszłam, zaintrygowana, żeby dowiedzieć się, kim jest Coco i moim oczom ukazał się nieco nieporadny, ale bardzo starający się wyglądać poważnie szczeniaczek, z jednym uszkiem jeszcze nie do końca stojącym. Ustaliliśmy z Tomkiem, że na spokojnie zapytamy po świętach, co i jak, a później (jak dobrze pójdzie) w styczniu ogarniemy adopcję. I jakoś tak prawie zgodnie z planem wyszło, że wolontariusz przywiózł do nas Coco w sylwestrowe popołudnie. Jesteśmy beznadziejni w czekaniu.

O psie, który adoptował człowieka

Jeden komentarz

Zawsze opowiadałam tę historię tak samo: kiedy umarła moja poprzednia towarzyszka, po paru dniach zaczęłam przeglądać stronę schroniska i tydzień później już byłam na spacerze zapoznawczym, z którego wróciłam z Nelą. Przygotowując się do napisania tej notki przejrzałam wiadomości na messengerze i odkryłam, jak było naprawdę. Wytrzymałam bez psa nie tydzień, a trzy dni. TRZY DNI.

Pożegnałam się z pisaniem

Pożegnałam się z pisaniem. Skończyłam szkołę, zaczęłam pracować, zarabiać pieniądze. Minuty rozdzielałam na długi sen, siłownię, randki, a w końcu też na przeżycie chociaż chwili żałoby po tacie. Nie było już sprzyjających pisaniu momentów w postaci nudnych lekcji i zeszytu do religii, z którego środka zawsze wyrywałam kartki, żeby stworzyć jakąś ciekawą historię.

O tym, jak wyszłam za mąż

Budzę się jak zwykle. No, może trochę wcześniej i trochę mniej wyspana i psioczę w głowie na reguły patriarchatu, na które przystałam, bo ja muszę umyć i wysuszyć włosy, pojechać do fryzjerki, a później oddać się w ręce makijażystki, podczas gdy mój (wtedy jeszcze) przyszły mąż po prostu pojedzie do swojej mamy i tam założy smoking. W mieszkaniu jest też trochę bardziej pusto niż zazwyczaj – Nela jest w hotelu dla zwierząt. Trochę się stresuję, bo wiem, że nie najlepiej znosi obecność tam i źle reaguje na inne psy, choć podczas wizyty zapoznawczej chętnie się z nimi bawiła. Wiem jednak, że jest w dobrych rękach, a właścicielka hotelu na pewno ją wyspaceruje, wybawi i wygłaszcze, aż poczuje się dobrze. Więcej zmartwień dziś nie mam. Dziś biorę ślub.

Notes i pisaki

Nie tęsknię za szkołą

Choć jest jeszcze sierpień, wychodząc rano i wieczorem do ogrodu czuję już TO powietrze. To, od którego robi się zimno w czubek nosa i które pachnie jak moja droga do szkoły. Mimo że patrzę na swój ogród, to przed oczami mam chodnik, którym chodziłam prawie codziennie przez trzy lata, zalegające przy krawężniku liście, na okularach osiadają wszystkie krople drobnego deszczu z tamtych poranków, a w kieszeni kurtki czuję ciężar kasztanów, które wtedy zbierałam, nie wiem po co. Za każdym razem, gdy zaczynam czuć to powietrze, zastygam i czekam na ten magiczny moment, w którym spełni się proroctwo: „poczekaj, jeszcze zatęsknisz za szkołą”. No to czekam. I wciąż nie tęsknię.

Zmartwiony tata

Ile to już lat, odkąd się zmartwiłeś? Nigdy nie pamiętam, zawsze liczę. Pamiętam, że to był 2016, że wrzesień, że poniedziałek – z tych obliczeń wychodzi mi, że siedemnasty i że w tym roku będzie już pięć lat. Jak ten czas leci.

Jak nie zostałam aktorką

W jednym z newsletterów pisałam o marzeniach, które się nie spełniają. Wspomniałam w nim też o jednym z moich porzuconych marzeń – o zostaniu znaną basistką. Takich nieudanych pomysłów na siebie jest oczywiście więcej. Prowadzenie bloga kulinarnego na miarę Kwestii Smaku, zrobienie kariery (cokolwiek by to znaczyło – po prostu chciałam dużo zarabiać), no i w końcu – zostanie aktorką. W tym przypadku wszystko szło dobrze, dopóki nie poszłam do szkoły aktorskiej. Głównym problemem okazała się być… rzeczywistość.

Światła sceny – koncert

Na kilkanaście minut przed koncertem już nic nie pamiętam. Nie mam zielonego pojęcia, jak idą linie basu w piosenkach, które zaraz będę grać, chociaż sama je wymyśliłam. W lokalu wcale nie ma tłumu, bo mało kto nas zna, ale mnie już i tak robi się ciepło od atmosfery. Czuję mieszankę ekscytacji i strachu – to nie pierwszy koncert, który gram, ale być może pierwszy, podczas którego się pomylę albo zapomnę, co dalej. Zawsze przygotowuję się najlepiej, jak mogę, a później nigdy nie wiem. Sprzęt już rozstawiony, reprymenda dla Grześka, żeby nie przyspieszał, udzielona. Teraz już tylko czekam.

Pani Od Polskiego

Pamiętam, jak wróciłam kiedyś ze szkoły oburzona. To był początek czwartej klasy, kiedy pojawiło się już rozróżnienie na przedmioty. Moje oburzenie wynikało z faktu, że Pani Od Polskiego kazała napisać opowiadanie na 12 – 15 zdań. DWANAŚCIE – PIĘTNAŚCIE!!! Horror! Jak rozciągnąć na tyle zdań treść, którą można zawrzeć w trzech – czterech?! To było niewykonalne.