"Hanka zaprasza cię na wydarzenie: 5 lat po maturze". Trzeba było już dawno skasować fejsa. Po co ja w ogóle mam tych ludzi w znajomych, skoro w całym swoim życiu gadałam z nimi może 6 razy, a po wyjściu z liceum - okrągłe zero?

Z drugiej strony trochę głupio odmówić. Może jak zwykle zaakceptuję, a jakby co to napiszę, że termin mi nie pasuje. Super. Ustalone. klikam. Chwilę później Hanka dodaje mnie do klasowej grupy, w której nie byłam przez całe liceum. Głównie dlatego, że nie miałam wtedy fejsa, ale jestem prawie pewna, że gdybym miała to i tak by mnie nie zaprosili. Na grupie już wisi post z propozycją terminu i prośbą o wstępną deklarację. Kurwa, niestety nic wtedy nie robię. Wzdycham, bo oczami wyobraźni już widzę to spotkanie.

Wchodzę na salę, dziewczyny przerywają rozmowę, odpowiadają na moje cześć, a później dalej w milczeniu mierzą mnie wzrokiem. O nic nie pytają, nie udają nawet jakoś specjalnie, że miło mnie znowu widzieć, niezręczna cisza się przeciąga. Dyskusja wznawia się, gdy odchodzę. Spotykam Klaudynę, Patrycję i Oktawię, spoza grona tych wcześniej, z którymi już zamieniam kilka słów. Lubiłam je. Nigdy nie wyglądały, jakby chciały mnie pożreć. A teraz miałyby zdecydowanie więcej do pożarcia, bo od czasów liceum trochę przytyłam. Po tym średnio udanym wstępie nie potradię sobie wyobrazić nic poza dzikim chlańskiem w tych samych grupach, w których trzymaliśmy się jeszcze w szkole.

Robię jedyną słuszną rzecz, jaką mogę zrobić w tej sytuacji. Piszę do Krzysztofa:

Krzysztof – zaczynam, zamiast wysłać mema, żeby wiedział, że sprawa jest poważna.

– Nom? – Odpisuje mi, bo ON JESZCZE NIE WIE.

– Hanka organizuje spotkanie klasowe i mnie zaprosiła – informuję.

– O kurwa – reaguje Krzysztof.

– Nom – odpisuję tym razem ja. – W sumie nic dziwnego, przecież byliśmy taką zgraną klasą – dodaję, wciskając klawisze jak najbardziej sarkastycznie.

– xD – odpowiada Krzysztof.

Podaję wstępny termin. Mój przyjaciel niestety też nie ma na ten dzień planów. Rozpoczynamy analizę. Wychodzimy od prostego stwierdzenia na chuj mamy tam iść, ale zaraz podaję niusa z grupy, że przyjdzie dwóch Marków, a z nimi to akurat zawsze spoko się zobaczyć. Podobnie jak z Ziomeczkiem, który też deklaruje obecność. Nie jestem typem chlejącej w krzakach, ale gdyby oficjalne spotkanie miało mnie wykończyć, to z nimi bym poszła.

Rozważamy za i przeciw i ostatecznie wstępnie potwierdzam, że oboje będziemy, licząc że i tak nic z tego nie wyjdzie. W międzyczasie stalkuję ludzi z klasy i odkrywam, że np. Tadek wygląda jak jego własny ojciec, bo z kościstego mrocznego metala zrobił się uśmiechniętą pyzą. Zgodnie z Krzysztofem stwierdzamy, że nie poznalibyśmy go na ulicy.

Parę dni póśniej organizatorka spotkania pisze, że termin, który zaproponowała, jednak jej nie pasuje, więc musimy odwołać. Nie pada propozycja nowego terminu i jestem prawie pewna, że spotkają się po prostu w węższym gronie, dokładnie tak, jak w czasach liceum. Zresztą mniejsza z tym. Piszę do Krzysztofa, że spotkanie odwołane.

– Szok – odpisuje mi.

– Nom – zgadzam się. – A przecież byliśmy taką zgraną klasą…